wtorek, 25 listopada 2008

Obserwacja krytyczna. Część pierwsza.

Obserwacja krytyczna.

- Co chciałbyś przekazać?
- W zasadzie nic, jakikolwiek przekaz nie ma już sensu.
W punkcie, w którym obecnie się znajdujemy nie ma nic, co moglibyśmy uznać za postrzeganie rozbieżne. W punkcie, w którym obecnie się znajdujemy jest wszystko, co moglibyśmy uznać za postrzeganie rozbieżne. Jesteśmy w tzw punkcie zero.
Każda informacja, którą otrzymujemy może być odebrana przez nas zupełnie inaczej, lub zupełnie tak samo. Jaki sens wobec tego ma jakikolwiek przekaz? Czyżby nie miał żadnego?
Tak, jakikolwiek przekaz nie ma sensu, zawsze bowiem podzieli on społeczność na grupy, które mają podobną percepcję. Wszystko było by w porządku ale , mini społeczności dzielą się jeszcze na mniejsze i jeszcze mniejsze i jeszcze mniejsze podgrupy, często sympatyzując z grupami mającymi wręcz przeciwne postrzeganie. Prowadzi to w linii (na pewno nie prostej) do okrojonej z zasad wersji społeczeństwa w którym przyszło nam żyć czy nam się to podoba czy nie. Oczywiście, indywidualne postrzeganie jest wspaniałą cechą, którą posiada każdy z nas i tak powinno zostać. Przejdźmy więc zatem to meritum, a mianowicie do mnie.
Moje postrzeganie świata jest wygięte do granic możliwości i niejednego „zwykłego człowieka” mogło by pogrążyć w jakiejś niezwykłej chorobie umysłu. Czy zatem ja też jestem chory? Być może tak, nie wiem jednak jak należało by ową chorobę leczyć, czy choćby sprecyzować jakiekolwiek jej czynniki negatywne. Absolutnie nie odnajduję się w żadnej społeczności, wręcz jakakolwiek społeczność przeraża mnie. Niemożność zrozumienia jej zachowań, zaprowadziła mnie w rodzaj alienacji, z którego nie ma już wyjścia, można tylko jednostronnie brnąć w nią dalej i dalej i dalej, aż do samego, odległego jej końca – śmierci. Tak, śmierć jest jedyną oczywistą i najpewniejszą rzeczą jaka nas w życiu spotka. Niczego innego nie możemy być bardziej pewni. Pytanie tylko czy mamy na nią czekać jak na wyrok, czy też sami mamy ten wyrok wykonać? Może powinniśmy najpierw obyć się z nią i przyzwyczaić? Tylko do czego się tu przyzwyczajać?

Z mojej kolekcji noży najbardziej zawsze lubiłem bagnety. Były one zawsze moim „oczkiem w głowie”, zawsze do bólu wyostrzone i wypolerowane, błyszczały niczym psu jajca. Przeglądałem się nieraz w ich ostrzach dla zabawy i śpiewałem im kołysanki do snu. Gładziłem ich ostrza, przecinając delikatny naskórek opuszków palców. Niejednokrotnie wyobrażałem sobie jak łatwo i płynnie ostrze zanurza się w czyjejś krtani czy klatce piersiowej. Jak odcinam stopy pijącym jabole, rzygającym i krzyczącym mieszkańcom mojej kamienicy, którzy nigdy nie myśleli, którzy nigdy nic nie czuli, którzy tylko żyli żeby napierdolić się na dzień dobry, żyli żeby zasmradzać własnymi osobami klatkę schodową i wszystkim po kolei dogryzać, śmiać się z dzieci i straszyć je, zostawiać swoje gówna, wymiociny i szczyny niczym artefakty, które ich symbolizują . Po co? Po co? Pytałem sam siebie i innych. Pytałem również ich, ale drwiąc odpowiadali :
- Poco to się nogi nocom, hehehehehehehehe, spierdalaj pedale jebany!
- Sam spierdalaj!
- Kurwa masz coś chuju???
- Tak, mam, zależy śmieciu o co pytasz?
- Kurwa fikasz? Fikasz kurwa kolo? Wypierdolić ci w zęby? Szanuj mordę bo masz jedną!!!
- Sam szanuj, chociaż ty już nie masz czego szanować.
- Kurwa jebne mu!
- Jebnij mu Kazik, jebnij mu! Pedałowi pierdolonemu w dupę chujowi.
- Chuj nie ma dupy, więc nie może być w nią pierdolony. Jebnij mi Kaziu, no jebnij!
- Kurwa jebne mu!
- No dawaj! Czemu mi nie jebniesz? Co jest? Boisz się Kazik? Zesrałeś się w gacie czy już od tej siarki nie masz siły ręki podnieść?
- Nie no jebne mu!
W tym momencie Kaziu zatoczył się i potykając się o obleśną wycieraczkę do butów uderzył szczęką prosto w krawędź schodów. Szczęka chrupnęła tylko i pękła przebijając się przez nie ogoloną skórę twarzy Kazika.
- Kurwa ten pedał Kazika zabił! Dzwoń że Heniu na Policję kurwa! Dzwoń!
- Może wam telefonu pożyczyć? Heniu, no dzwoń! Czemu nie dzwonisz? Widzisz że nie uciekam nigdzie tylko tu stoję i czekam który mi teraz jebnie? No Panowie, który?
- Heniu spierdalajmy stąd, ten pedał jakiś pojebany jest! Weź mnie stąd Heniu bo kurwa nie daję już kurwa jebanej rady z tym popierdolonym pedalskim skurwysynem!
- Weź go Heniu, weź go bo widzę że się chłopak zdenerwował i jeszcze nam tu zejdzie na zawał serca.
Wyszli.
Tuż za rogiem źle się poczuł.
Myślał że to zgaga po jabcoku go męczy. Ale to nie była zgaga tylko rozległy zawał serca, które nie wytrzymało dwudziestu lat nocowania po bramach i picia denaturatu i najtańszych win i perfum. Przewracając się z bólu, jakby od linijki wymierzył w kant krawężnika rozłupując na części swoją potylicę. Heniu jeszcze próbował go cucić, ale tylko niechcący obrzygał go jeszcze nie do końca przetrawioną nalewką.
Pokręcił się jeszcze trochę po okolicy i poszedł pierwszy raz od trzech miesięcy do swojego mieszkania, lub raczej czegoś co to mieszkanie miało przypominać.
Zgasiłem papierosa i poszedłem spać, nie myjąc zębów ani rąk, nie kąpiąc się i nie wydalając przed snem. Płytkim i przerywanym snem, który toczył ze mną nieustanną walkę. Tak, zapomniałem wziąć tabletki i muszę jeszcze wstać na kilka chwil, by połknąć, popić.