czwartek, 19 sierpnia 2010

Mijały dni, tygodnie, miesiące, pory roku. Hana nauczyła się skubania pierza, jak dbać o gęsi, jak plewić ogródek i czytać z kamieni. Zaprzyjaźniła się z Marin, jej matką. Zapomniała o własnej i rodzonych babkach. Wszystko toczyło się swoim leniwym nurtem, aż do dnia w którym wraz z Marin udały się na polanę w poszukiwaniu arcydzięgla. Nic nie zapowiadało tragedii. Wręcz przeciwnie było ciepło, słonecznie, rozkosznie. Zmęczone poszukiwaniami i natrętnymi owadami kąsającymi ich nagie łydki usiadły w cieniu drzewa i nabrały najpierw łyk, potem dwa, trzy zrobionego przez matkę wina. Było słodkie, palące i orzeźwiające ich nagrzane ciała. Wtulone w siebie patrzyły prosto w słońce igrając z losem i prawami optyki. Posiadały już taką zdolność kontrolowania natury, że wydawało im się, że są niezniszczalne, wszechmocne i nikt ani nic nie jest im wstanie zagrozić.
- Zawsze chciałam wiesz tak... wstać i po prostu biec, aż na sam koniec. Dowiedzieć się co jest na początku. I nie oglądać się za siebie, tylko tańczyć, tańczyć i tańczyć... - Marin szeptała Hanie do ucha.
- Tańcz!!! - krzyczała Hana.
I kiedy tak wirowały, półnagie, pijane po środku polany nagle z piorun uderzył prosto w ramię Marin. Poparzył jej skórę, spalił włosy, a usta wykrzywił w bolesnym grymasie. Minęła sekunda.
Hana została sama. Słodki zapach wina rozlał się po jej białej sukience. Zrobiło się duszno. Po chwili zaczął padać bardzo drobny i ciepły deszcz. Ziemia zmywała z siebie karę za popełnione grzechy.
Hana tego dnia nie wróciła do chaty. Nie wróciła również dnia następnego. I kiedy matka Marin po długich poszukiwaniach znalazła ją w środku lasu parę kilometrów od miejsca gdzie zginęła jej córka, Hana nie powiedziała nic. Tylko tępo patrzyła w jej szkliste oczy oczekując odpowiedzi. Odpowiedzi nie było. Uświadomiła sobie, że w całym jej dotychczasowym życiu były tylko pytania i obietnice bez pokrycia.
- Nie myśl sobie, że to zrządzenie losu, siła wyższa.- powiedziała matka i poszła ze łzami w oczach do swoich gęsi i chaty pachnącej żywicą.
Hana miała już jej nigdy więcej nie spotkać.

c.d.m.n.

specjalnie na życzenie MRW:)