wtorek, 7 grudnia 2010

Kiedy dotarło do niej co się naprawdę stało, uświadomiła sobie, że jedynym jej znanym miejscem w okolicy poza lasem, jest Karczma pod Złotym Kogutem. Pamiętała wszakże, że nie wywarła na niej dobrego wrażenia, ale czy mogło jej się przydarzyć coś gorszego niż nagła śmierć najlepszej przyjaciółki na jej własnych oczach?! Zrezygnowana i obojętna na wszystko udała się tą samą drogą co parę miesięcy wcześniej, prosto pod drzwi oberży. Weszła do środka i ku jej zaskoczeniu stanął przed nią ten sam mężczyzna, którego widok ją wtedy tak przeraził. Nie miał już jednak tak groźnego i zachrypniętego głosu jak wtedy, a i jego postura była jakaś przygarbiona i niezgrabna, ale kiedy spojrzał jej w oczy Hana zdrętwiała i nie mogła się ruszyć. 

- Miałaś go uratować. A on nie żyje. - stwierdził z wyrzutem mężczyzna.

Słowa zabrzęczały Hanie w uszach jakby odbite echem od chaty matki. Nie tylko jego miała uratować - pomyślała i spojrzała na mężczyznę z takim żalem, że ten skulił się jeszcze bardziej i osunął na podłogę pod ścianą.

Poza nimi w karczmie nie było nikogo aż do wieczora, kiedy to właściciel oberży zjawił się nagle by zrugać piękną kelnerkę i zaciągnąć ją na zaplecze, by tam oddać się cielesnym rozkoszom. Kiedy wrócił zarócił uwagę na Hanę siedzącą przy pustym kufle piwa i zapytał jak długo zamierza tak siedzieć. Kiedy dziewczyna nie odpowiedziała nic uświadomił sobie, że może nie ma dokąd pójść i co z sobą zrobić i zaproponował jej pracę pomywaczki na zaplaczu karczmy. Hana przyjęła ofetę z obojętnością i jednocześnie ulgą, że nie będzie musiała się martwić o swoją najbliższą przyszłość. Noc spędziła w komórce za karczmą. Trochę zbyt ciasnej, trochę zbyt ciemnej i trochę za brudnej jak na pokój hotelowy. I dopiero po dwóch, może trzech dniach uświadomiła sobie, że została w niej uwięziona, tylko jeszcze nie wiedziała za co. Z każdą mijaną godziną głód doskwierał jej coraz bardziej, a ostatnie promyki nadziei opuszczały jej duszę i wtedy drzwi otworzyły się z łoskotem i stanął w nich znów ten sam mężczyzna, którego pierwszego spotkała w karczmie. Wyszarpnął ją za włosy na zwenątrz, zdarł z niej ubranie i wrzucił ją do bali pełnej gorącej wody i różanego olejku.

- Wykąp się. Od teraz będziesz służyć mnie. - powiedział.

Hana zdezorientowana, głodna i poniżona zaczęła się zastanawiać, w którym momencie jej życie przestało od niej zależeć i dlaczego znalazła się w tym właśnie miejscu i w tym właśnie momencie. Odpowiedzi jak zwykle nie było.

c.d.m.n.

3 komentarze:

mrw pisze...

ciekawe jak się skończy

Anonimowy pisze...

a jak się może skończyć? Zresztą zakończenie jakby już było na samym początku. Poza tym liczy się to co pomiędzy, a nie ma końcu.

cainte pisze...

Nice. Oby jak najwięcej tych postów. Zainteresowanie wzrasta.