czwartek, 29 kwietnia 2010

obserwowany wzrost społecznego zaufania

przystanek
- o, jedzie czwórka będę musiała zapytać czy dojadę nim do narutowicza... a może pani się orientuje, czy dojadę nim do narutowicza?
- do narutowicza, znaczy do szpitala?
- tak, do narutowicza - szpitala, czy się pani orientuje, czy dojadę czwórką...
- nie wiem, nie jeżdżę w tamtym kierunku
- aha, dobrze, to ja zapytam kierowcę czy dojadę.... przepraszam, czy jedzie pan do narutowicza? tak? aha, dobrze. to powie mi pan gdzie mam wysiąść.

wnętrze tramwaju
- gdzie mam wysiąść przy ulicy polnej?
- nie mam pojęcia... a w jakiej to jest dzielnicy, przy której większej ulicy?
- no na hucie gdzieś... nie wiem dokładnie, może czyżyny??
- ... a co tam jest, coś charakterystycznego, urząd jakiś?
- do apteki jadę, mam leki tam odebrać
- to chyba jakaś apteka osiedlowa
- chyba osiedlowa, chyba tak... gdzieś może na czyżynach, to gdzie mam wysiąść na czyżynach? może kierowca wie? przepraszam, gdzie mam wysiąść przy ulicy polnej? aha... nie wie pan. to chyba na czyżynach jest... tak? czyżyny duże? a gdzie się zaczynają to ja wysiąde na początku, potem najwyżej wsiądę w jakiś inny tramwaj. mąż to mi mówi, że ja kiedyś do ameryki dojadę jak tak będę jeździć tymi tramwajami
głos trzeci: każdy chciałby do ameryki...
- no pewnie, każdy chciałby, w ameryce to się żyje
głos czwarty: wie pani co w tej ameryce to już tak nie jest do końca kolorowo... już tam wcale tak dobrze nie jest. kolega zięcia pojechał i chce wracać do polski, bo mówi, że tam się zawiódł i że wcale się tam lekko nie żyje. że w polsce lepiej.
- co pani powie? no widzi pani. czasy się zmieniają. to ja wysiadam do tej apteki, bo to już te czyżyny zdaje się, najwyżej jeszcze pojeżdżę. dzienny sobie kupiłam bilet...

Brak komentarzy: