poniedziałek, 16 czerwca 2008

Nowo przybyła

Patajpatatajpatatajpatataj prrrrr.... Głośno stukając ostrogami zsiadła z cholernie niewygodnego siodła, kupionego przed tygodniem na wyprzedaży u Paco Nadaremnika. Niestety, na lepsze nie było jej na razie stać z prostej przyczyny - zaledwie kilka pesos w kieszeni i zastój w interesach nie pozwalał na zbytnią rozrzutność. Spod półprzymkniętych powiek przyjrzała się okolicy... oprócz kundla obsikującego ciepłym moczem stojące w centrum placu spróchniałe drzewo i wyliniałego sępa na pobliskim dachu, miasteczko wyglądało na wymarłe, jedynie na moment zza rogu jednej z rozpadających się hacjend wyłonił się przykurczony osobnik w przetartych skarpetach założonych do mało gustownych sandałków, jednak na widok nieznajomej o bladej cerze i chorobliwie błyszczących oczach znikł szybciej niż się pojawił w labiryncie uliczek biegnących ku peryferiom miasta.
Nieznajoma leniwie splunęła przez lewe ramię, po czym szpetnie zaklęła, w sumie bez powodu, ot taki niewinny rytuał, by przywitać nowy dzień. A ten zapowiadał się wyśmienicie - wiatr wiał w kierunku Kawuru, a ze wschodu nadchodziła potężna burza piaskowa. Kobieta wyjęła z kieszeni fragment zapisanego niechlujnym pismem papieru, przyjrzała się jeszcze raz rozchwianym literom i bezgłośnie poruszając ustami ponownie odczytała otrzymane kilka dni temu zaproszenie.
- To tutaj - wyszeptała, po czym zdecydowany ruchem pchnęła stalowe drzwi, przed którymi stała, a na których ktoś czcionką Arial wydrukował napis KLANCYK.


Dygam lewym odnóżem i witam wszystkich

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

hymm kim jesteś? nie wiem, ale post podoba mi się jak najbardziej.

Anonimowy pisze...

brawo brawo brawo, drugoplanowa postać w sandałkach i przetartych skarpetach szczególnie ujęła mnie swoją zawiścią i chamstwem, brawo