sobota, 5 lipca 2008

72

But there's a trapdoor in the sun..

Ale tak się to właściwie wszystko kończy, a wypadałoby nadać jakiś początek, który i tak sam w sobie prowadzi do końca.

Każdego dnia stał na rogu patrząc na zgarbionego starca, dzięki któremu zazwyczaj wiedział, w którą stronę się udać, żeby nie natknąć się znowu na ślepy zaułek. Starzec odziany w prochowiec i trochę więcej lat doświadczenia niż on sam, garbił się na przecięciu dróg, tuż przy przejściu dla pieszych. W ręku trzymał ostry metalowy przedmiot, który co jakiś czas wkładał w prawą gałkę oczną, przekręcając go w jedną bądź drugą stronę. Następnie wyciągał z kieszeni kawałek kartki i swoje ulubione czarne pióro, którym coś szybko bazgrolił. Starzec miał kiedyś swój zespół muzyczny, który jednak nie odważył się wyjść poza przysłowiowy szereg i zaistnieć publicznie. Po tamtych doświadczeniach zostały mu kruszące się wspomnienia oraz parę myśli raz na jakiś czas, i dawnym nawykiem zapisywał je, by potem odczytywać przypadkowym przechodniom.

Po kolejnym przekręceniu metalowego przedmiotu, nasz bohater odszedł w swoją, wiadomą już stronę. Przystanek autobusowy - 72 autobusy do tego właściwego, numer 72, 72 osoby z bardziej zjechaną psychiką niż jego, 72 myśli pozostałe do wyczerpania zapasu, 72 przeżegnania przed kaplicą, by uniknąć złego uroku. 72 - tyle razy na minutę krew obiega organizm ludzki. 72 przekleństwa, żeby o tym wszystkim zapomnieć.

Wracał do domu na czworakach, bo na plecach siedziała mu kobieta z długimi, tłustymi włosami, szukająca swojego dzieciństwa zagubionego wraz z ojcem, który wyruszył w świat szukać swojej drugiej półkuli mózgowej, w której zapisane miał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Wreszcie, po przyjściu do domu, rozsiadł się wygodnie na podłodze, i wlepił wzrok w czarną ścianę przed nim. Co chwila słyszał szybki tupot przebiegających za jego plecami karłów, w których pochował swoje nadzieje na bycie normalnym. (Zabierzcie ludziom ich chorą psychikę, a zostanie pustka i nagość, która się już sama nie obroni). Zakupionym wcześniej mazakiem zaczął dopisywać na ścianie dalsze fragmenty swojej nowej książki o braku twórczej weny. Po zakończeniu wziął swoją dzienną dawkę 72 tabletek i wyszedł.

Starzec stał na rogu, tam gdzie zwykle. Na widok naszego bohatera wyjął metalowy przedmiot i wbił go sobie w oko. Przekręcił dwukrotnie w prawo, jakby chcąc otworzyć jedną z tych kłódek na szafkach, znanych z amerykańskich filmów. Następnie odsunął się i zrobił miejsce dla swojego gościa. Ten z kolei postał chwilę, po czym spokojnie wyjął z kieszeni ostry metalowy przedmiot, i wbił go precyzyjnie w oko. Przekręcił dwukrotnie w lewo i nie widział już pułapki w słońcu.

I know the pieces fit, cuz I watched them fall away.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

zmarnowane marzenia, miasteczko twin peaks i mój autobus 72- takie moje pierwsze skojarzenia. dobre, ale smutne.

Anonimowy pisze...

boskie

milimetr pisze...

autobus 72 to i mi za dobrze się nie kojarzy, a za 72 lata my to już nawet starcami nie będziemy - smutne?

włóczka pisze...

siedemdziesiąt dwa to siódemka i dwójka. jeśli je dodamy, otrzymamy dziewiątkę, ta z kolei jest wielokrotnością trójki, świętej trójki, od grafiki trójwymiarowej i Trójcy świętej.
zatem, zgadzam się z mrw.
choć smutne.

cainte pisze...

smutne, ale prawdziwe. chyba.

aveda pisze...

Świetny tekst. Nawet przeczytany 72 razy z rzędu, nadal wciąga i intryguje.