poniedziałek, 14 lipca 2008

Paweł

- moja miłość do Ciebie jest jeszcze większa niż moja miłość do Boga – pomyślał w momencie kiedy topił nóż w gardle jakiegoś podstarzałego pijaczka. Właśnie tak Paweł szukał natchnienia do swoich przepełnionych miłością poematów ku czci Boga i cudzych żon.

Paweł już od dziecka był kochliwy, a że wcześnie zaczął przejawiać zdolności grafomańskie wszystkie koleżanki z klasy tłumnie przychodziły na pozbawione samokrytycyzmu odczyty jego "poezji". Wszyscy którzy go pamiętają, wspominają do dziś jaki olbrzymi wpływ miał na niego ojciec, który notabene chciał mieć córeczkę i od najmłodszych lat przebierał małego Pawełka w kupowane po kryjomu sukienki i rajstopki, wpinał mu różową spineczkę we włosy i zwracał się do niego Kasiu.
Tak więc Paweł - Kasia - od najmłodszych lat cierpiał, ale nie z powodu tego co wyprawiał z nim jego ojciec, Paweł cierpiał na egzystencjonalny ból istnienia przeradzający się w fanatyczną miłość do Boga i koleżanki z klasy Honoratki. Razem z Honoratką bawił się lalkami, w dom, w lekarza - i to własnie dzięki tej ostatniej zabawie Paweł pierwszy raz zorientował się, że on jest nieco odmienny niż wszystkie inne dziewczynki - był chłopcem - przebieranym za dziewczynkę - a nie odwrotnie jak wbijał mu młotkiem do głowy tatuś. Paweł często wspominał ten młotek i guzy powstające na wskutek jego uderzeń, gojące się tygodniami rany zmieniające swój kolor i konsystencje po to, żeby w końcu zmienić się w niemiłosiernie swędzące strupy... .

Kiedy Paweł skończył podstawówkę wyjechał ze swojego ukochanego domu do liceum z internatem. Cieszył się na ten wyjazd, ale jednocześnie nie wiedział do końca czego może się spodziewać po kolegach, którzy będą z nim mieszkali. Paweł chciał trafić na chłopców, którzy grzecznie będą się uczyli, czytali poezję i prozę a na dobranoc opowiadali sobie bajki Andersena. Oczywiście Paweł trafił na wiecznie śmierdzących papierosami i winem bandytów, którzy grzecznie czytali świerszczyki, a przed zaśnięciem onanizowali się wspólnie spuszczając się na pościel i ubrania Pawełka, bądź też dla odmiany zjadali mu przywiezione z domu zapasy żywności, lub po prostu robili mu kocówę i gwałcili go.
- kiedyś ich wszystkich pozabijam - myślał po nocach Paweł, - nie, nie pozabijam ich, to by było za proste, będę ich torturował, podcinam im stopy, będą mi wylizywali bród zza paznokci prosząc mnie o litość. I tak powoli rodził się Paweł - dewiant, zboczeniec, morderca, fanatyczny katolik i wiecznie nieszczęśliwie kochanek. Tak, Paweł był ciągle zakochany - a to w nauczycielce polskiego, która swym obfitym biustem przesłaniała mu ortografię, interpunkcję i cukierki czekoladowe. Ten biust robił na Pawle tak piorunujące wrażenie, że nie dostrzegał nawet jej 54 lat. Marzył tylko żeby zatopić się w jej olbrzymich piersiach i ssać jej przerośnięte sutki. Inną miłością Pawła była taczka stojąca na placu budowy niedaleko jego ciasnego mieszkanka. Paweł potajemnie zrobił jej nawet zdjęcie, które wisiało oprawione w złotą ramkę tuż obok portretu Jezusa. Taczka śniła się Pawłowi po nocach, razem spacerowali, przewozili cegły i gruz, razem kąpali się w rzece. W końcu budowa się skończyła i taczka pojechała w nieznane razem z robotnikami.
- To kurwa!- pomyślał Paweł - zdradziła mnie z jakimiś prymitywnymi robolami, którzy tylko patrzyli gdzie się najebać! Paweł jednak szybko pozbierał się po tym zawodzie miłosnym - receptą na niego była jak zwykle inna miłość, tym razem padło na dziewczynę z sąsiedztwa, długowłosą blondynkę, w której głębokich czarnych oczach Paweł po prostu się utopił. Długo nie mógł się przemóc żeby normalnie podejść do niej i zagadać, twierdził że zanadto onieśmielał go jej trądzik. Na razie tylko ją śledził i podglądał przez lornetkę. W końcu czysty przypadek sprawił że zrobił jej dziecko i musiał brać z nią ślub - taki był jej warunek. Nie można powiedzieć że byli z tego powodu szczęśliwi, on nazbyt lubił wygryzać jej wągry i całymi godzinami głaskać jej bujne owłosienie łonowe, ją obrzydzała jego damska bielizna, która poniekąd była zdecydowanie lepsza od tej którą jej kupował. Kiedy urodził im się syn, ona przestała pozwalać mu na jego ulubione czynności, a on się załamał. Całymi dniami wsłuchiwał się w nie mający końca płacz dziecka które wysysało z niego poetycką wenę. Obserwował czasami jak zachowuje się jego żona, jak czule dotyka dziecko i był wściekły, że nie on jest na miejscu dziecka. Coraz bardziej dręczyło go pytanie - jak znaleźć wenę? Kiedy pewnego dnia przechadzał się po niewielkim parku położonym w pobliżu jego ciasnego mieszkania, poczuł nieodpartą ochotę obcięcia komuś palca. Tak też się stało. Paweł dostrzegł w półmroku zbliżającego się wieczora starszą kobietę, która wracała ze sklepu spożywczego. Ukrył się w trawie i czekał. Kiedy kobieta zbliżyła się do jego kryjówki, wyskoczył i rzucił się na nią z nożyczkami, które zawsze nosił ze sobą, lubił bowiem strzyc się w różnych dziwnych miejscach. Przerażona kobieta darła się w niebogłosy prosząc o pomoc. Ale pomocy nie było. Paweł pomalutku, z prawdziwą rozkoszą odcinał swoimi fryzjerskimi nożycami palec po palcu, aż kobieta zemdlała z bólu. Kończąc swoje dzieło obciął jej jeszcze włosy łonowe, które nakleił na dwustronną taśmę klejącą i przykleił kobiecie pod nosem.

- jakby co, to powiem że napadł mnie Hitler i musiałem się bronić - pomyślał Paweł i szybkim krokiem udał się do domu. Teraz był natchniony - nie przeszkadzał mu płacz synka, ani gderanie żony, on miał tylko jedno w głowie - pisać, pisać, pisać!
Pisał bardzo długo, nikt nie pamięta ile, nawet sam Paweł, w każdym razie gdy Paweł wyrwał się z twórczego amoku zastał na stole list od żony, która wniosła pozew o rozwód z orzeczeniem o winie. Tego samego dnia listonosz przyniósł polecony list z sądu. Paweł nawet jakoś specjalnie się nie zmartwił, wręcz był szczęśliwy, że znowu może umartwiać się nad sobą i swobodnie pisać swoje wiersze. Tak to już jest z poetami, kiedy to dopada ich ochota na sernik.
Krótko po rozwodzie Paweł poczuł się wyobcowany ze społeczeństwa. Przygnębienie dopełniało ciągłe gwałcenie kanapy, bo chociaż to lubił, to cały drapał się o skorupę zaschniętej spermy którą owa kanapa była pokryta. Paweł czuł, że musi coś z tym zrobić. I zrobił. Kupił nową kanapę.

Swoją drugą żonę Paweł poznał w kościele. Wysoka brunetka z lekkim wąsikiem przechadzała się między kościelnymi ławkami jakby szukając Pawła.
- ona mnie szuka - pomyślał Paweł.
-tu jestem!-krzyknął.
Spojrzeli na niego wszyscy tylko nie ona, ale Paweł postanowił nie dać za wygraną. Zaraz po mszy pobiegł do proboszcza i spytał czy nie zna przypadkiem tej dziewczyny, która tak śmiało przechadzała się nawą główną podczas mszy.
- ta która zbierała na tacę?- spytał ksiądz.
- o właśnie ta!- powiedział Paweł.
- aaa to siostra Bernadetta - zakonnica którą kuria przysłała mi do pomocy.
W tym momencie Paweł już był zakochany.
- Zakonnica- myślał - pewnie jeździ na koniu, albo za - koniem, to niesamowite!
Pewnego wieczora Paweł zaprosił Bernadettę na odczyt swojej poezji do pobliskiego domu kultury. Paweł był zachwycony że przyszła i podglądał ją w toalecie. Ona zauroczona poezją o Stwórcy postanowiła rzucić habit dla Pawła.
Pobrali się. Paweł był zakochany po uszy. Bernadetta zresztą też, ale to miało się wkrótce zmienić. Kiedy zaszła w ciąże, oczywiście zupełnie przypadkiem, przyłapała Pawła na praniu swojej damskiej bielizny. Coś w niej pękło. Ona , stara zakonnica zawsze miała męską bieliznę - kalesony i bokserki, ale żeby jej ukochany mąż przechadzał się w damskich figach po balkonie - co to, to nie! Paweł ubłagał ją na kolanach żeby nie zostawiała go, że ją kocha i że przeprasza. Przepraszał, ale tak naprawdę czuł się poniżony do granic możliwości, poniżony tak samo jak wtedy gdy poniżali go koledzy z internatu i akademika. Kilka chwil później Paweł w wiadomym parku obcinał paznokcie listonoszce, niczego nie świadomej zdzirze, która puszczała się z każdym i wszędzie. Teraz puściła się z Pawłem, który z wypiekami na twarzy zjadał każdy obcięty paznokieć. Romans z listonoszką trwał i trwał. Paweł zaczął nawet zjadać jej śpiki, wylizywać i wysysać resztki pokarmów z jej zębów i malutką łyżeczką wybierał jej z uszu woskowinę - jego przysmak. Spotykali się w każdej wolnej chwili i uprawiali małe poletko z rzodkiewką. W zasadzie mogło to trwać jeszcze latami, gdyby nie czysty przypadek. Po solidnym plewieniu Paweł zmęczony wrócił do domu i usiadł na kanapie. Było dość późno więc myślał że Bernadetta i jego - ośmioletni wtedy syn już śpią. Ale Bernadetta nie spała.

Po rozwodzie Paweł stał się jakiś taki zobojętniały i niedowartościowany. Z pracy w szkole wywalili go za proces przeciwko dyrektorowi, którego Paweł oskarżył o mobbing. Proces wygrał, ale od tamtej pory nikt nie chciał go nigdzie zatrudnić. Paweł wpadł więc w depresję. Zaczął nałogowo pisać wiersze dla poznanych mężatek i postanowił nie dać za wygraną. Znowu śledził, znowu pisał, znowu tak naprawdę mógł być sobą. Czasem tylko, gdy późnym wieczorem wracał do domu, wyciągał swój nóż, albo nożyczki fryzjerskie i zabijał kogo popadnie. Któregoś dnia, po zmroku Paweł zesikał się w swoje koronkowe stringi. Kiedy prał je w małej, dziecięcej wanience, zdał sobie sprawę że tak naprawdę nie ma nikogo, że jest sam z tymi swoimi damskimi fatałaszkami.
- ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - pomyślał Paweł, - przecież mam jeszcze kanapę.
Nie wiedział jednak, że kanapa również postanowiła się wyprowadzić i właśnie kończyła pakować walizkę.

5 komentarzy:

cainte pisze...

Zastanawiam się, skąd ci te pomysły przychodzą do głowy i jak zbierasz i odkładasz te myśli. W każdym razie, nie obgryzaj za dużo paznokci..

I zostaw w spokoju kanapę.

phator pisze...

zaniemówiłem

Anonimowy pisze...

cainte - wymyśla się ot tak i tyle, siadam i piszę, a właściwie samo się pisze za mnie jakby.

cainte pisze...

to znaczy, że nie masz Pan kontroli nad sobą, a to stawia kanapę w jeszcze większym zagrożeniu.

Anonimowy pisze...

spokojnie, ten tekst to zemsta... dlatego w sumie tak pojechałem po bandzie...